środa, 25 lipca 2012

Chapter 1: sometimes you're pretending for so long that you no longer know who you are...


Siedziałam w moim londyńskim apartamencie i wpatrywałam się w przechodniów na ulicy, którzy biegli omijając kałuże, naiwnie sądząc że uda im się schronić przed kolejną falą deszczu. Myślałam nad swoim życiem, nad tym jak wiele błędów człowiek popełnia chcąc zmienić reguły gry, chcąc oszukać naturę rzeczy. Przypomniałam sobie siebie sprzed pół roku. Młodą, ambitną panią prawnik, która jeszcze przed ukończeniem studiów była rozchwytywana przez największe firmy i kancelarie. Ambitną… tak wtedy o tym myślałam, to wpoili mi rodzice. Teraz wiem, że to nie była ambicja. To był strach, wypieranie rzeczywistości, które na zewnątrz objawiały się egocentryzmem na pokaz i misternie zaplanowanym podejściem do życia, które u wielu wzbudzało podziw i zazdrość. Ale nie mieli czego zazdrościć ani czego podziwiać. Teraz wiem, że to ja powinnam podziwiać ich. Normalnych ludzi, który wiedzą co to młodość, szczęście, zabawa, przyjaźń i miłość… tych co wiedzą co to smutek, strata, łzy.
Spojrzałam na telefon, który leżał na stoliku przede mną. Na wyświetlaczu migał napis Harry Styles. Odebrałam, choć wolałabym zapomnieć, że on istnieje. Wolałabym cofnąć się o kilka lat i odnaleźć w przeszłości moment w którym spieprzyłam sobie życie
- Halo? – powiedziałam pewnie
- Zapomniałem kluczy do mieszkania, wpadnę po nie za chwile – powiedział Harry wesoło
- Jasne, nie ma problemu – odpowiedziałam udając, że wszystko jest w porządku. Jak zwykle udając. Nic innego przecież nie umiem robić.
Po paru minutach rozległ się dzwonek do drzwi, złapałam klucze leżące na szafce w hallu i otworzyłam drzwi. Harry wyglądał tak samo jak pół godziny wcześniej, gdy wychodził ode mnie. Tylko w jego oczach było coś innego. Dziwny blask.
- Coś się stało Harry? Wyglądasz na podekscytowanego – powiedziałam podając mu jego klucze
- Mary do mnie dzwoniła, zdecydowała się przenieść jednak do Londynu! Powiedziała, że zdaje sobie sprawę z tego ile zostawia w Berlinie, ile już tam osiągnęła, ale chce dać nam szansę, bo sukces i kariera to nie wszystko. Trochę mi głupio, w sumie ja też powinienem wyjść z taką inicjatywą nie sądzisz? Dlaczego niby jej kariera jest mniej ważna od mojej?
- Cieszę się naprawdę, mam nadzieję  że Wam się uda. Co do kariery to dobrze znasz moje zdanie. Mnie by nie było na to stać. A w Twojej sytuacji? Kariera w branży muzycznej to nie jest coś stałego, coś co można łatwo odbudować, odejść i wrócić. I wydaje mi się, że Mary to zrozumiała. Kiedy przyjeżdża? – zapytałam udając zainteresowanie a tak naprawdę chciałam zatrzasnąć drzwi i zakopać się w łóżku, najlepiej na zawsze
- Pojutrze… no i właśnie tu mam prośbę. W sumie to ty mnie poznałaś z Mary, razem studiowałyście i wiesz, ona nie za bardzo ma się gdzie zatrzymać a dopóki nie znajdzie tu pracy, nie stać ją by coś kupić czy wynająć. Oczywiście ode mnie nie chce żadnych pieniędzy a nie mogę jej przecież od razu zaproponować żeby się do mnie wprowadziła
- Ok, Harry, może zamieszkać ze mną, ja i tak bywam tu tylko wieczorami – powiedziałam  wbrew sobie. Mary była moją dobrą koleżanką. Można powiedzieć, że nawet przyjaciółką jeszcze rok temu, w czasie studiów, chociaż termin „przyjaciółka” jest mi raczej obcy. Na początku mojej kariery wspierała mnie i odwiedzała w Londynie, więc chcąc nie chcąc poznała część ludzi z którymi pracuje.
- Dziękuje, jesteś super  - Harry obdarzył mnie swoim przesłodzonym uśmiechem
- Taa. Powinieneś tylko chyba zabrać stąd swoje rzeczy, nie chcę zbędnych niezręczności
- Masz racje, ale wpadnę jutro, dzisiaj obiecałem Lou, że do niego zajrzę – Harry mówiąc to spojrzał na zegarek, cmoknął mnie w policzek i wbiegł do windy z której akurat wysiadł mój sąsiad.
Zamknęłam drzwi i schowałam twarz w dłoniach. Dusiłam się, dusiłam się we własnej skórze. Zbyt długo kreowałam swój image, by teraz stać się inną osobą, a może inaczej… by teraz nagle zacząć być sobą.
Kim był dla mnie Harry? Prosta historia. Po przyjeździe do Londynu pracowałam dla rządu, zarobiłam ogromne pieniądze w krótkim czasie, ale było to zlecenie, więc po pół roku musiałam znaleźć pracę. Właściwie nie znaleźć a wybrać z wielu ofert, którymi byłam zasypywana. Lubiłam niezależność, musiałam mieć czas na mojego konia, na treningi więc całodzienna praca w kancelarii to nie było to czego chciałam. Jedna z ofert to obsługa prawna w ramach managementu w branży muzycznej. Może i brzmi ciekawie, ale mnie najbardziej zainteresowały elastyczne godziny pracy i zadaniowy tryb co w praktyce oznacza brak pracy w biurze. Okazało się, że chodziło głównie o obsługę brytyjsko-irlandzkiego boybandu One direction. Każdy o nich słyszał. Byłam trochę zniesmaczona bo muzyka odgrywała w moim życiu ważną rolę, ale „twórczość” boybandu nie zasługiwała według mnie na miano muzyki. Do głowy przyszły mi te wszystkie Backstreet boys czy Nsync i robiło mi się niedobrze. Mimo wszystko zdecydowałam się na tą pracę, bo byli naprawdę zdeterminowani żeby pozyskać mnie jako swojego prawnika. W krótkim czasie poznałam resztę managementu i zespół. Młodzi, naiwni i dający się wykorzystywać z każdej strony. To było moje pierwsze wrażenie.  Od strony prawnej panował tam ogromny bałagan, było kilka spraw o złamanie praw autorskich i choć zarzuty w większości były słuszne to szybko rozwiązałam sprawy na naszą korzyść. Spędzałam z chłopcami sporo czasu. Polubiłam ich, choć nie przyznawałam się do tego przed samą sobą, wmawiając sobie, że traktuje ich jako współpracowników. Najlepszy kontakt od początku miałam z Liamem i Niallem. Zayn wydawał mi się bardzo wycofany, przypominał mi mnie jeszcze za czasów liceum. Louis mnie onieśmielał i początkowo traktowałam go oschle, ale w końcu do rozsądku przemówił mi mój profesjonalizm. A Harry? Usiedliśmy kiedyś sami w pustym studio nagraniowym i rozmawialiśmy. Opowiedziałam mu o moim światopoglądzie.
/retrospekcja/
- sporo osiągnęłaś jak na 24 lata? – powiedział Harry bawiąc się swoim iphone’m
- sporo, ale jak się jest konsekwentnym w tym co się robi, to żaden problem – odpowiedziałam oczywiście z nutką zadufania
- a co z życiem prywatnym? Nigdy cię z nikim nie widziałem
- bo nikogo nie ma, nie mam parcia na związki. Po co mam się wiązać z facetem, który najprawdopodobniej nie będzie mógł znieść tego, że zarabiam więcej, że nie mam dla niego czasu, że wolę wolne chwile poświęcić dla konia?
- nie wierzysz w miłość – Harry zdawał się być coraz bardziej zainteresowany
- to nie tak, że nie wierzę. Wierzę, ale przez to, że ludzie uważają bycie singlem za wstyd i wiążą się z byle kim, byle być w związku, tej prawdziwej miłości jest na świecie naprawdę niewiele. Śmiać mi się chcę jak słyszę te wszystkie dramatyczne historie jak to facet zdradzał i wtedy trzeba go koniecznie znienawidzić, bo przecież powiedział, że kocha. Można się ze sobą dobrze bawić bez tego całego dramatu, bez krzyków i rozstań. Ludzie wiążą się ze sobą dla seksu, a nie trzeba tego robić.
- to co, uważasz, że najlepszy jest seks bez zobowiązań?
- jasne, bo to zobowiązania są fałszywe, chociaż jestem daleka od propagowania seksu z obcymi ludźmi bo jest chyba największa głupota świata
- friends with benefits – Harry uśmiechnął się
- dokładnie, chociaż sama nie mam w tym żadnego doświadczenia – powiedziałam, pierwszy raz od bardzo dawna, wyraźnie zmieszana
- co masz na myśli? – Hazza wyglądał na zdezorientowanego
- nigdy nie byłam w związku, nigdy też nie miałam przyjaciół… nawet znajomych, więc tak jakby moje poglądy są czysto teoretyczne, ale obserwacje otoczenia tylko to potwierdzają
- nigdy nie byłaś w związku? Ale to znaczy, że…
- Harry! To znaczy, że 1. Z nikim się nie całowałam 2. Jestem dziewicą czyli rozwijając z nikim nie uprawiałam seksu, zdaje sobie sprawę, że dla Ciebie, 20 letniego faceta jest to niewyobrażalne, biorąc pod uwagę fakt, że najprawdopodobniej nie jesteś w stanie nawet określić z iloma laskami wylądowałeś w łożku  – powiedziałam  zdenerwowana, chociaż starałam się mówić pewnie.
Wtedy Harry podszedł do mnie, złapał mnie za ręce i podniósł z fotela. Oparł mnie o ścianę i zaczął całować. Zrobiło się cholernie namiętnie. Całował mnie po szyi, dłońmi błądząc po moich plecach. Zaczął zdejmować moje ubrania, nie pytał o nic i byłam mu wdzięczna. Gdyby powiedział coś w stylu „chcesz tego?” prawdopodobnie bym wyszła. Nie miałam zielonego pojęcia co robić, ale dałam się całkowicie ponieść emocjom. W klika sekund pozbyłam się jego ubrań. Z pasją całował całe moje ciało a ja z całej siły starałam się wyprzeć poczucie wstydu. Udało mi się, czułam jego usta wszędzie i chciałam by to wreszcie zrobił. Wydawało mi się wtedy, że to jedyna rzecz jakiej pragnę w życiu. Zrobił to wcale nie delikatnie jakby dobrze wiedział, że wtedy nie będzie bolało. Wtedy we mnie wstąpiła niesamowita pewność siebie, przejęłam inicjatywę tak jakbym robiła to dziesiątki razy. Zauważyłam u niego zdumienie, ale ufałam sobie, wiedziałam że to właśnie tak ma wyglądać. Po kilkunastu minutach oderwaliśmy się od siebie i opadliśmy na podłogę, zaśmiałam się pod nosem a Harry szepnął bardziej do siebie niż do mnie
- To był najlepszy seks w moim życiu…
Od tamtej pory spotykaliśmy się z Harrym od czasu do czasu, przeważnie u mnie. Za każdym razem fizycznie byliśmy całkowicie spełnieni. Poznaliśmy się bardzo, dobrze, co było właściwie nieuniknione. W międzyczasie poznałam go z Mary, opowiadał mi o niej, spotykał się z nią, ale i tak po udanej randce potrafił wpaść do mnie.

pierwszy rozdział, daje trochę obraz tego jak będzie wyglądało to opowiadanie, wbrew pozorom, nie tylko Harry będzie jego głównym bohaterem... 


blog przeniesiony z www.chemistry-is-all-around.blog.onet.pl

1 komentarz:

  1. jak dobrze, że skomentowałaś mojego bloga, a ja trafiłam tu! już widzę, że masz talent do pisania, naprawdę mi się podoba, ale co było najlepsze? ten zwrot akcji z Harrym, jeszcze nikt mnie tak nie zaskoczył w żadnym opowiadaniu! pisz dalej, z niecierpliwością czekam na następny rozdział i jeśli mogę prosić - napisz mi w komentarzu, jak tylko coś dodasz, od razu chcę przeczytać <3

    http://lucyhls-onedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń