Harry wrócił z Mary kilka godzin później. Dziewczyna, którą
zobaczyłam w drzwiach mojego mieszkania wyglądała inaczej od tej, którą
pamiętałam. Nie chodziło o wygląd, bo Mary nadal była niska i drobna i nadal
nosiła te same czerwone okulary. Ale promieniała. W jej oczach był blask, a
uśmiech był tak szeroki, że zastanawiałam się czy aby na pewno nie sprawia jej
to bólu. Była szczęśliwa. Tak po prostu. Nie potrzeba tu zbędnych słów. Gdy
tylko mnie zobaczyła, rzuciła się na mnie
- Nat! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Harry mi o wszystkim
powiedział. Dziękuje Ci, że mogę tu zamieszkać, na jakiś czas…
Z ust dziewczyny płynął istny potok słów a ja przestałam
słuchać już po pierwszym zdaniu. Moja uwaga skupiła się na tym jak Mary się do
mnie zwróciła. Nat. Tylko ona tak do mnie mówiła, mimo że całkiem niedawno zwróciłam
jej uwagę, że nie powinna tego robić, a szczególnie nie przy ludziach. Przecież
prawnikowi nie przystoi. Spojrzałam też kątem oka na Harrego. Stał w drzwiach,
trzymając bagaże dziewczyny. Przyglądał się jej uważnie, z lekkim uśmiechem. W
wyrazie jego twarzy dostrzegłam jednak coś jeszcze. Ulgę. No tak, wreszcie miał
przy sobie dziewczynę pełną radości, beztroską, bez problemów, bez zbyt
wysokich wymagań. Wreszcie mógł odpocząć ode mnie. Pamiętałam co obiecał mi
poprzedniego dnia, ale dobrze wiedziałam, że powinnam tej dwójce dać jak najwięcej
przestrzeni. Nagle zapadła cisza, co oznaczało, że Mary przestała mówić. Uśmiechnęłam
się więc, sama nawet nie wiem czy szczerze, gestem zapraszając ich do środka.
Pokazałam Mary jej pokój i zaproponowałam coś do picia. Niedługo potem, w
trójkę usiedliśmy na moim tarasie.
- Dziewczyny, będę musiał za chwilę uciekać, bo mamy się spotkać
z chłopakami w studio – Harry powiedział, pisząc coś jednocześnie, z wielkim
zaangażowaniem na swoim iphonie. – Mary, wpadnę po Ciebie o 7, mam
niespodziankę!
Patrzyłam na Hazzę i nie byłam w stanie przed samą sobą przyznać
się do tego co czułam. Czułam kłucie w okolicach serca. Można być zazdrosnym o
przyjaciela? Zdecydowanie miałam za mało doświadczenia w tych sprawach. Jedno
mogłam tylko stwierdzić z całą pewnością. Na pewno nie była to romantyczna
zazdrość. Ja i Harry nigdy nie stworzylibyśmy związku, zresztą jak można być na
tyle głupim, żeby w taki sposób poświęcić przyjaźń? Chyba o to chodziło
najbardziej, nasza przyjaźń to była na tyle świeża sprawa, że panicznie bałam
się ją stracić. Odbiło się to niestety, niewyjaśnioną dla mnie niechęcią do
Mary. Wiedziałam, że ta dziewczyna nigdy nikogo by nie skrzywdziła i że chce
dla mnie jak najlepiej, ale mimo wszystko moje skrywane przez lata uczucia,
dopiero co uwolnione, były zbyt wyostrzone i z każdą minutą budowały coraz
mocniejszą barierę, szepcząc, że tej dziewczynie nie można ufać.
Bałam się samej siebie. Wiedziałam, że pozwolenie sobie na
to, by kierowały mną emocje, zaburzy mój zdrowy rozsądek i trzeźwe myślenie.
Czułam się jak małe dziecko nieumiejące pływać, które zostało wrzucone na
głęboką wodę. Musiałam nauczyć się od początku jak radzić sobie z emocjami, z
uczuciami. Właściwie nie musiałam… była łatwiejsza droga. Mogłam to wyłączyć,
po raz kolejny. Złapałam mój telefon i sprawdziłam służbowego maila. Miałam
kilka wiadomości, ale wszystkie sprawy do załatwienia miały naprawdę długie
terminy. Mimo to, udając zmartwioną odezwałam się do Mary
- Słuchaj, przepraszam, ale mam sporo pracy i części z tych
spraw po prostu nie mogę przełożyć. Mam nadzieje, że sobie poradzisz? Będę
wieczorem, nie wiem czy dam radę wrócić zanim Hazza po Ciebie wpadnie.
Przygotowałam Ci, w razie czego oddzielną parę kluczy. – powiedziałam,
nienaturalnym dla mnie, przesłodzonym tonem wyjmując z torby zapasową parę
kluczy i podając ją Mary
Wypadłam z mieszkania i ruszyłam w kierunku windy.
Wiedziałam dobrze, że nie wrócę do domu przed 7. Nie chciałam patrzeć na
Harrego i Mary. Postanowiłam ograniczyć sytuacje, w których emocje mogłyby
wziąć górę. Zamówiłam taksówkę, która zawiozła mnie pod sąd. Musiałam odebrać
akta kolejnej sprawy o odszkodowanie z powództwa fanki, której rodzice
twierdzą, że wróciła z koncertu z licznymi obrażeniami. Nawet nie liczę już ile
podobnych spraw prowadziłam. Zawsze jednak niezmiernie mnie bawiły. Rodzice
najpierw puszczają dzieciaki na koncert, na którym stać się może praktycznie
wszystko a potem mają pretensje do organizatorów a ci na mocy oddzielnych umów,
do managementu zespołu. Całe szczęście, że chłopców można trzymać od tego z
daleka. Przebieg takich spraw jest zawsze podobny. Najpierw wiele gróźb ze
stron „poszkodowanych”, że pójdą z tym do mediów, potem wygrana rozprawa
oczywiście z prośbą do sądu o umieszczenie w orzeczeniu zakazu udzielania
informacji o przebiegu sprawy i jej szczegółów, ze względu na ochronę dobrego
imienia moich klientów. Już od dawna, nawet nie przygotowywałam się do tych
spraw. Termin rozprawy wyznaczony był za 3 tygodnie i dobrze o tym wiedziałam,
ale desperacko szukałam zajęcia, więc postanowiłam się tym zająć.
Usiadłam w jednej z londyńskich kawiarni niedaleko budynku
sądu. Czytałam stan faktyczny przedstawiony w pozwie. Coś mnie jednak
zastanowiło. Opis całej sytuacji wydawał mi się znajomy. Ponadto pełnomocnik
poszkodowanej to jej ojciec. Żaden prawnik nie pozywałby wielkiej firmy we
własnej sprawie, gdyby nie widział szans na wygraną. I jeszcze coś.
Poszkodowana to nie jakieś 12-letnie dziecko a 20-letnia dziewczyna. Szybko zebrałam dokumenty i ruszyłam do
studia, chcąc przejrzeć nagranie z tamtego koncertu. Coś mi mówiło, że ta
sprawa nie będzie taka jak inne…
To chyba adrenalina sprawiła, że nie myślałam trzeźwo. Nie
chcąc spotkać Harrego, pojechałam w miejsce, w którym zgodnie z tym co mówił wcześniej,
spędzi dzisiejszy dzień. Zorientowałam się jednak dopiero wchodząc do środka i
chociaż archiwum znajdowało się w zupełnie w innym pomieszczeniu niż to w
którym znajdowali się chłopcy, gdy odwróciłam się chcąc wyjść z odnalezionym
nagraniem w dłoni, przede mną stał Harry. Wyglądał na smutnego i zawiedzonego.
Nic nie mówiąc pokazał mi swój telefon i wiadomość od Mary „Ona znów to robi”.
W tym momencie nie miałam wątpliwości co czuje. Nie było
śladu po zazdrości, nie było natłoku niezrozumiałych myśli. Była wściekłość.
- Możecie zostawić mnie w spokoju? Wystarczająco mocno
akcentujecie to, że macie własne życie, po co wtrącanie się w moje. Chce być
niewidzialna ok? Udawajcie, że nie istnieje, będziecie mieli mniej problemów –
wykrzyczałam Harremu prosto w twarz i uciekłam.
Nikt nie widział mnie nigdy w takim stanie, sama byłam
zdziwiona swoim zachowaniem. Przed oczami miałam teraz zszokowaną minę Hazzy.
Wiedziałam, że go zraniłam. Wiedziałam, że chciał dobrze, ale wielu rzeczy
jednak nie rozumiał.
Nie czekałam na windę, zbiegałam po schodach, nie mogąc
powstrzymać łez. Na dole wpadłam na kogoś. Bałam się spojrzeć kto to,
szczególnie że znajdowałam się w miejscu pracy w stanie, który miał prawo
zaniepokoić każdego pracodawcę. Poczułam jednak zapach mocnych męskich perfum.
Odetchnęłam z ulgą, mając pewność, że osoba, która mnie teraz mocno obejmowała
to nie Harry, który postanowił mnie gonić. Właśnie, dlaczego ta osoba mnie
obejmuje? W tym momencie podniosłam wzrok.
- Louis? Harry Cię wysłał? – wybełkotałam przez łzy
- Cii, wszystko dobrze i nikt mnie nie wysłał – powiedział Lou,
nadal mocno mnie obejmując.
Louis wyprowadził mnie z budynku, który obeszliśmy dookoła i
usiedliśmy na jego tyłach pod ścianą. Złość powoli mijała, po łzach nie było już
śladu.
- Dlaczego tu jesteś? – zapytałam wreszcie
- Bo jestem jedyną osobą, której Harry posłuchał w tej
sytuacji. Kazałem mu zostać na górze i pomyśleć nad tym co się stało zanim
pobiegnie za Tobą. A ktoś musiał za Tobą pobiec, bo wyglądałaś jakbyś miała
zaraz kogoś zabić. Pomyśl jakby to wpłynęło na nasz wizerunek, jakby nasz
prawnik siedział za morderstwo? – Louis nie miał sobie równych i oczywiście
udało mu się mnie rozśmieszyć
- Dziękuje – powiedziałam tym razem z uśmiechem
- Opowiesz mi o co w tym wszystkim chodzi? – Louis spojrzał
mi prosto w oczy, nie pozwalając mojemu spojrzeniu uciec
- Dużą część zapewne wiesz, przecież Harry nie ma przed Tobą
tajemnic
- Nie wiem, co wydarzyło się dzisiaj, Natalie, a
podejrzewam, że to właśnie o to chodzi
- Oni próbują mnie na siłę zmienić. Harry i Mary. Właściwie
podejrzewam, że głównie Mary. Jak rozmawiałam o tym z Harrym, był zupełnie
inny. Rozumiał mnie i naprawdę sądziłam, że nie będę musiała się zmieniać, że
po prostu odnajdę dawną siebie, że znalazłam przyjaciela, który będzie zawsze
przy mnie. Chcę być szczęśliwa Louis, chce umieć żyć chwilą i dzisiaj naprawdę
próbowałam, ale to było dla mnie za dużo. Nie radze sobie z emocjami, mam
mętlik w głowie. Czy to jest naprawdę tak trudno zrozumieć? Czuje się tak
jakbym była na jakimś odwyku, gdzie jestem cały czas pod kontrolą i mam ściśle
określone zasady. Jeżeli tak to ma wyglądać to naprawdę wolę moje dotychczasowe
życie…
- Dzisiaj już tam nie wrócimy! Chodź! – Louis wstał i
wyciągnął do mnie rękę, pomagając mi wstać.
enjoy!
kolejny świetny rozdział! zaskakujesz mnie coraz bardziej, na szczęście pozytywnie ; )
OdpowiedzUsuńcałkowicie rozumiem główną bohaterkę, ja, bez względu na Harry'ego, nie przyjęłabym jej do siebie! nie dziwię się więc, że tak wybuchnęła.
i ten Louis na końcu ♥
Świetny rozdział . ! :D .
OdpowiedzUsuńChcę Następny . ! ^^ .
Trafiłam tutaj przypadkiem, ale to dobrze ; )
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem całego opowiadania. Chociaż ma 4 rozdziały już nie mogę się doczekać co będzie, dalej. To jest najlepsze opowiadanie z Harrym . Uwielbiam i czekam na kolejne rozdziały <3