sobota, 4 sierpnia 2012

Chapter 4: a helping hand is a must when it's not enough to want something...


Harry wrócił z Mary kilka godzin później. Dziewczyna, którą zobaczyłam w drzwiach mojego mieszkania wyglądała inaczej od tej, którą pamiętałam. Nie chodziło o wygląd, bo Mary nadal była niska i drobna i nadal nosiła te same czerwone okulary. Ale promieniała. W jej oczach był blask, a uśmiech był tak szeroki, że zastanawiałam się czy aby na pewno nie sprawia jej to bólu. Była szczęśliwa. Tak po prostu. Nie potrzeba tu zbędnych słów. Gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła się na mnie

- Nat! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Harry mi o wszystkim powiedział. Dziękuje Ci, że mogę tu zamieszkać, na jakiś czas…

Z ust dziewczyny płynął istny potok słów a ja przestałam słuchać już po pierwszym zdaniu. Moja uwaga skupiła się na tym jak Mary się do mnie zwróciła. Nat. Tylko ona tak do mnie mówiła, mimo że całkiem niedawno zwróciłam jej uwagę, że nie powinna tego robić, a szczególnie nie przy ludziach. Przecież prawnikowi nie przystoi. Spojrzałam też kątem oka na Harrego. Stał w drzwiach, trzymając bagaże dziewczyny. Przyglądał się jej uważnie, z lekkim uśmiechem. W wyrazie jego twarzy dostrzegłam jednak coś jeszcze. Ulgę. No tak, wreszcie miał przy sobie dziewczynę pełną radości, beztroską, bez problemów, bez zbyt wysokich wymagań. Wreszcie mógł odpocząć ode mnie. Pamiętałam co obiecał mi poprzedniego dnia, ale dobrze wiedziałam, że powinnam tej dwójce dać jak najwięcej przestrzeni. Nagle zapadła cisza, co oznaczało, że Mary przestała mówić. Uśmiechnęłam się więc, sama nawet nie wiem czy szczerze, gestem zapraszając ich do środka. Pokazałam Mary jej pokój i zaproponowałam coś do picia. Niedługo potem, w trójkę usiedliśmy na moim tarasie.

- Dziewczyny, będę musiał za chwilę uciekać, bo mamy się spotkać z chłopakami w studio – Harry powiedział, pisząc coś jednocześnie, z wielkim zaangażowaniem na swoim iphonie. – Mary, wpadnę po Ciebie o 7, mam niespodziankę!

Patrzyłam na Hazzę i nie byłam w stanie przed samą sobą przyznać się do tego co czułam. Czułam kłucie w okolicach serca. Można być zazdrosnym o przyjaciela? Zdecydowanie miałam za mało doświadczenia w tych sprawach. Jedno mogłam tylko stwierdzić z całą pewnością. Na pewno nie była to romantyczna zazdrość. Ja i Harry nigdy nie stworzylibyśmy związku, zresztą jak można być na tyle głupim, żeby w taki sposób poświęcić przyjaźń? Chyba o to chodziło najbardziej, nasza przyjaźń to była na tyle świeża sprawa, że panicznie bałam się ją stracić. Odbiło się to niestety, niewyjaśnioną dla mnie niechęcią do Mary. Wiedziałam, że ta dziewczyna nigdy nikogo by nie skrzywdziła i że chce dla mnie jak najlepiej, ale mimo wszystko moje skrywane przez lata uczucia, dopiero co uwolnione, były zbyt wyostrzone i z każdą minutą budowały coraz mocniejszą barierę, szepcząc, że tej dziewczynie nie można ufać. 

Bałam się samej siebie. Wiedziałam, że pozwolenie sobie na to, by kierowały mną emocje, zaburzy mój zdrowy rozsądek i trzeźwe myślenie. Czułam się jak małe dziecko nieumiejące pływać, które zostało wrzucone na głęboką wodę. Musiałam nauczyć się od początku jak radzić sobie z emocjami, z uczuciami. Właściwie nie musiałam… była łatwiejsza droga. Mogłam to wyłączyć, po raz kolejny. Złapałam mój telefon i sprawdziłam służbowego maila. Miałam kilka wiadomości, ale wszystkie sprawy do załatwienia miały naprawdę długie terminy. Mimo to, udając zmartwioną odezwałam się do Mary

- Słuchaj, przepraszam, ale mam sporo pracy i części z tych spraw po prostu nie mogę przełożyć. Mam nadzieje, że sobie poradzisz? Będę wieczorem, nie wiem czy dam radę wrócić zanim Hazza po Ciebie wpadnie. Przygotowałam Ci, w razie czego oddzielną parę kluczy. – powiedziałam, nienaturalnym dla mnie, przesłodzonym tonem wyjmując z torby zapasową parę kluczy i podając ją Mary

Wypadłam z mieszkania i ruszyłam w kierunku windy. Wiedziałam dobrze, że nie wrócę do domu przed 7. Nie chciałam patrzeć na Harrego i Mary. Postanowiłam ograniczyć sytuacje, w których emocje mogłyby wziąć górę. Zamówiłam taksówkę, która zawiozła mnie pod sąd. Musiałam odebrać akta kolejnej sprawy o odszkodowanie z powództwa fanki, której rodzice twierdzą, że wróciła z koncertu z licznymi obrażeniami. Nawet nie liczę już ile podobnych spraw prowadziłam. Zawsze jednak niezmiernie mnie bawiły. Rodzice najpierw puszczają dzieciaki na koncert, na którym stać się może praktycznie wszystko a potem mają pretensje do organizatorów a ci na mocy oddzielnych umów, do managementu zespołu. Całe szczęście, że chłopców można trzymać od tego z daleka. Przebieg takich spraw jest zawsze podobny. Najpierw wiele gróźb ze stron „poszkodowanych”, że pójdą z tym do mediów, potem wygrana rozprawa oczywiście z prośbą do sądu o umieszczenie w orzeczeniu zakazu udzielania informacji o przebiegu sprawy i jej szczegółów, ze względu na ochronę dobrego imienia moich klientów. Już od dawna, nawet nie przygotowywałam się do tych spraw. Termin rozprawy wyznaczony był za 3 tygodnie i dobrze o tym wiedziałam, ale desperacko szukałam zajęcia, więc postanowiłam się tym zająć. 

Usiadłam w jednej z londyńskich kawiarni niedaleko budynku sądu. Czytałam stan faktyczny przedstawiony w pozwie. Coś mnie jednak zastanowiło. Opis całej sytuacji wydawał mi się znajomy. Ponadto pełnomocnik poszkodowanej to jej ojciec. Żaden prawnik nie pozywałby wielkiej firmy we własnej sprawie, gdyby nie widział szans na wygraną. I jeszcze coś. Poszkodowana to nie jakieś 12-letnie dziecko a 20-letnia dziewczyna.  Szybko zebrałam dokumenty i ruszyłam do studia, chcąc przejrzeć nagranie z tamtego koncertu. Coś mi mówiło, że ta sprawa nie będzie taka jak inne…

To chyba adrenalina sprawiła, że nie myślałam trzeźwo. Nie chcąc spotkać Harrego, pojechałam w miejsce, w którym zgodnie z tym co mówił wcześniej, spędzi dzisiejszy dzień. Zorientowałam się jednak dopiero wchodząc do środka i chociaż archiwum znajdowało się w zupełnie w innym pomieszczeniu niż to w którym znajdowali się chłopcy, gdy odwróciłam się chcąc wyjść z odnalezionym nagraniem w dłoni, przede mną stał Harry. Wyglądał na smutnego i zawiedzonego. Nic nie mówiąc pokazał mi swój telefon i wiadomość od Mary „Ona znów to robi”.

W tym momencie nie miałam wątpliwości co czuje. Nie było śladu po zazdrości, nie było natłoku niezrozumiałych myśli. Była wściekłość. 

- Możecie zostawić mnie w spokoju? Wystarczająco mocno akcentujecie to, że macie własne życie, po co wtrącanie się w moje. Chce być niewidzialna ok? Udawajcie, że nie istnieje, będziecie mieli mniej problemów – wykrzyczałam Harremu prosto w twarz i uciekłam.

Nikt nie widział mnie nigdy w takim stanie, sama byłam zdziwiona swoim zachowaniem. Przed oczami miałam teraz zszokowaną minę Hazzy. Wiedziałam, że go zraniłam. Wiedziałam, że chciał dobrze, ale wielu rzeczy jednak nie rozumiał.
Nie czekałam na windę, zbiegałam po schodach, nie mogąc powstrzymać łez. Na dole wpadłam na kogoś. Bałam się spojrzeć kto to, szczególnie że znajdowałam się w miejscu pracy w stanie, który miał prawo zaniepokoić każdego pracodawcę. Poczułam jednak zapach mocnych męskich perfum. Odetchnęłam z ulgą, mając pewność, że osoba, która mnie teraz mocno obejmowała to nie Harry, który postanowił mnie gonić. Właśnie, dlaczego ta osoba mnie obejmuje? W tym momencie podniosłam wzrok. 

- Louis? Harry Cię wysłał? – wybełkotałam przez łzy

- Cii, wszystko dobrze i nikt mnie nie wysłał – powiedział Lou, nadal mocno mnie obejmując.

Louis wyprowadził mnie z budynku, który obeszliśmy dookoła i usiedliśmy na jego tyłach pod ścianą. Złość powoli mijała, po łzach nie było już śladu. 

- Dlaczego tu jesteś? – zapytałam wreszcie

- Bo jestem jedyną osobą, której Harry posłuchał w tej sytuacji. Kazałem mu zostać na górze i pomyśleć nad tym co się stało zanim pobiegnie za Tobą. A ktoś musiał za Tobą pobiec, bo wyglądałaś jakbyś miała zaraz kogoś zabić. Pomyśl jakby to wpłynęło na nasz wizerunek, jakby nasz prawnik siedział za morderstwo? – Louis nie miał sobie równych i oczywiście udało mu się mnie rozśmieszyć

- Dziękuje – powiedziałam tym razem z uśmiechem

- Opowiesz mi o co w tym wszystkim chodzi? – Louis spojrzał mi prosto w oczy, nie pozwalając mojemu spojrzeniu uciec

- Dużą część zapewne wiesz, przecież Harry nie ma przed Tobą tajemnic

- Nie wiem, co wydarzyło się dzisiaj, Natalie, a podejrzewam, że to właśnie o to chodzi

- Oni próbują mnie na siłę zmienić. Harry i Mary. Właściwie podejrzewam, że głównie Mary. Jak rozmawiałam o tym z Harrym, był zupełnie inny. Rozumiał mnie i naprawdę sądziłam, że nie będę musiała się zmieniać, że po prostu odnajdę dawną siebie, że znalazłam przyjaciela, który będzie zawsze przy mnie. Chcę być szczęśliwa Louis, chce umieć żyć chwilą i dzisiaj naprawdę próbowałam, ale to było dla mnie za dużo. Nie radze sobie z emocjami, mam mętlik w głowie. Czy to jest naprawdę tak trudno zrozumieć? Czuje się tak jakbym była na jakimś odwyku, gdzie jestem cały czas pod kontrolą i mam ściśle określone zasady. Jeżeli tak to ma wyglądać to naprawdę wolę moje dotychczasowe życie…

- Dzisiaj już tam nie wrócimy! Chodź! – Louis wstał i wyciągnął do mnie rękę, pomagając mi wstać.

enjoy!

3 komentarze:

  1. kolejny świetny rozdział! zaskakujesz mnie coraz bardziej, na szczęście pozytywnie ; )
    całkowicie rozumiem główną bohaterkę, ja, bez względu na Harry'ego, nie przyjęłabym jej do siebie! nie dziwię się więc, że tak wybuchnęła.
    i ten Louis na końcu ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział . ! :D .
    Chcę Następny . ! ^^ .

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam tutaj przypadkiem, ale to dobrze ; )
    Jestem pod wrażeniem całego opowiadania. Chociaż ma 4 rozdziały już nie mogę się doczekać co będzie, dalej. To jest najlepsze opowiadanie z Harrym . Uwielbiam i czekam na kolejne rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń