Jak się okazało Lou zaprowadził mnie do swojego samochodu.
Wsiadłam nie protestując, ciekawa gdzie pojedziemy. Nie jechaliśmy długo a
droga była mi aż nazbyt znana. Po kilku minutach przejechaliśmy przez bramę
prowadzącą do stajni w której stoi mój Ready
to dance. Zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że Louis w ogóle wie, że mam
konia. Nie ukrywałam tego, ale też nie mówiłam o tym zbyt często, bo dla tych,
dla których jeździectwo nie jest sensem życia, było to po prostu nudne. Uśmiechnęłam
się szeroko widząc dużego karego konia na pastwisku po lewej stronie budynku. Miałam
go już 3 lata i za każdym razem gdy go widziałam szybciej biło mi serce a z
twarzy nie schodził uśmiech. Gdy cicho rżał na mój widok w oczach pojawiały się
łzy. Był dla mnie a ja byłam dla niego. Dla tego stworzenia mogłabym poświęcić
wszystko. Podczas wielu samotnych wieczorów, spędzonych na refleksjach tak
właśnie wyobrażałam sobie miłość. Potem jednak zawsze moja wyobraźnia zderzała
się z szarą rzeczywistością. Widziałam wokół mnóstwo związków. Naiwne
nastolatki, zakochane w chłopcach myślących tylko o jednym. Dwudziestolatkowie
łączący się w pary z desperacji, bo potem będzie za późno, albo Ci, którzy
pchają przed sobą wózek a w smutnych oczach można dostrzec utracone marzenia. Trzydziestolatkowie,
najczęściej z rodzinami, grający w szczęście, nerwowo szukając instrukcji.
Czterdziestolatkowie, sfrustrowani, unikający bliskości i jakiegokolwiek
dotyku, szukający pocieszenia i tej zagubionej gdzieś ekscytacji, na boku.
Pięćdziesięciolatkowie albo już samotni albo tacy, którzy ten wiek uważają za
uczuciową emeryturę. A jeszcze starsi? Oni są dla mnie tajemnicą. Często widzi
się spacerujące wspólnie starsze pary, zmęczone ale szczęśliwe twarze, które
próbują mamić złudzeniem spędzonego wspólnie życia przepełnionego miłością.
Albo to świat tak bardzo się zmienił albo to ludzie, będąc już u schyłku życia
i nie mogąc zrobić kroku w tył, przyzwyczajenie i troskę nazywają miłością i
umierają będąc kochanym.
- Natalie? – usłyszałam zaniepokojony głos Lou i domyśliłam
się, że na zbyt długo zatraciłam się we własnych myślach
- Idę Louis, przepraszam – wymamrotałam i wysiadłam z
samochodu
- Twój mały świat, co? – Louis uśmiechnął się do mnie, idąc
obok mnie wzdłuż ogrodzenia prowadzącego do wejścia na pastwisko
- Skąd wiedziałeś? Harry nigdy się tym nie interesował. Nie
sądziłam, że wie w której stajni mam konia – spytałam, bo jednak dosyć mocno
mnie to intrygowało
- Podejrzewam, że rzeczywiście nie wie, ale google prawdę Ci
powie – Lou uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób, który na
samym początku pracy z zespołem niesamowicie mnie drażnił.
- to znaczy? Zaczynam się Ciebie bać! – powiedziałam szczerze
- Lubię po prostu wiedzieć z kim mam do czynienia. Każdy z
moich znajomych czy współpracowników został przeze mnie wygooglowany –
powiedział ze stoickim spokojem
W pierwszej chwili byłam zbulwersowana. Na całe szczęście
nie dałam po sobie tego poznać. Po chwili zdałam sobie sprawę, że sama robię to
samo. Wyszukiwałam wszystko o danej osobie, ba, posuwałam się nawet dalej. Za
każdym razem gdy dostawałam telefon od numeru, którego nie znałam, wyszukiwałam
do kogo należy numer i kim jest ta osoba. Nie mogłam mieć więc pretensji do
Lou. Przynajmniej jest szczery. Najprawdopodobniej 90% ludzi robi to samo, ale
po raz pierwszy spotkałam kogoś, kto mówiłby o tym otwarcie. W sumie to mi
zaimponował
- dowiedziałeś się czegoś ciekawego? – powiedziałam po
chwili, nieznacznie się uśmiechając
- oczywiście! Twoje osiągnięcia są tak imponujące, że nie
dziwie się dlaczego akurat Ty dla nas pracujesz…
- nie pracuje dla Was! – wtrąciłam bezmyślnie, nie
kontrolując się – przepraszam – powiedziałam równie szybko
- masz rację, taki wspaniały prawnik jak Ty, nigdy nie
dopuściłby do tego, żeby pracować… - Louis zaczął szydzić głosem pełnym ironii.
Pierwszy raz widziałam go takiego. Wiedziałam, że dotknęłam
go swoimi słowami a nie chciałam tego robić. Żałowałam, że w porę nie ugryzłam
się w język, ale to była jedna z moich niedawno nabytych cech. Mówiłam co
miałam na myśli, nigdy nie żałując wypowiedzianych słów, nigdy nie
zastanawiając się czy są dla kogoś krzywdzące. Tym razem było inaczej, nie
wiedziałam dlaczego i nie wiedziałam tez jak się zachować
- LOUIS! – powiedziałam na tyle głośno by przestał mówić – przepraszam,
nie chciałam Cię urazić. – wiele słów kłębiło się w mojej głowie, ale żadne nie
wydawały się odpowiednie, by powiedzieć je na głos. Milczałam więc wpatrując
się w jego niebieskie oczy aż moje własne zaszły łzami
- To ja przepraszam, zachowałem się jak kretyn – Louis
mówiąc to chciał rozładować napiętą atmosferę i rzucił nagle małym kamykiem w
zad konia stojącego najbliższej nas
Nie zdążyłam go powstrzymać. Koń oczywiście wystraszył się i
uciekł w drugą stronę pastwiska. W duchu modliłam się, aby nikt tego nie
widział.
- Wracając do rozmowy – Louis najwyraźniej rozbawiony
sytuacją – dowiedziałem się, że masz jeszcze jednego konia na którym zresztą
zdobyłaś wicemistrzostwo…
- Nie mówmy o tym – przerwałam nerwowo – to było dawno a koń
nie był mój tylko mojej siostry
To było kolejne bolesne wspomnienie. Pretty in Pink moja ukochana klacz. Pierwszy koń, kupiony jeszcze
jak byłam niepełnoletnia, dlatego formalnie właścicielem była moja siostra.
Dopóki obie mieszkałyśmy wspólnie nie było problemu, ale gdy ja miałam zamiar
wyjechać, siostra stwierdziła, że koń zostaje z nią. Straciłam wtedy nie tylko
konia, ale i siostrę, bo nasze kontakty od tamtej pory właściwie nie istnieją.
- Jak sobie Pani prawnik życzy, ale może mnie Pani
przedstawi temu imponującemu gentelmenowi? – Louis po raz kolejny rozładował
sytuację, za co byłam mu ogromnie wdzięczna
Podeszłam do wejścia na pastwisko i otworzyłam je, uprzednio
wyłączając prąd. Ready to Dance
podszedł do mnie zanim zdążyłam powiedzieć jego imię. Pogłaskałam go po głowie i
powiedziałam do niego czule
- Ktoś chciałby Cię poznać
Wyprowadziłam konia zza ogrodzenia i ponownie je zamknęłam
podchodząc do Lou. Chłopak wcale się bał, w przeciwieństwie do dziesiątek ludzi
z jakimi miałam do czynienia, którzy traktowali konie co najmniej jak
dinozaury. Poklepał go po szyi, śmiejąc się gdy Ready delikatnie parsknął.
- Teraz liczę na pokaz, żebyś nie miała wątpliwości, nie
przyjechałem tu na darmo!
- Nie śmiałam wątpić, Louis. Nie wiem czy pokaz to
odpowiednie słowo, ale możesz popatrzeć jak sobie radzimy – odpowiedziałam
Czułam się dobrze z Lou. Były niezręczne momenty, ale on
radził sobie z nimi po mistrzowsku, nie udając przy tym kogoś innego. Dzięki
niemu przez kilka godzin nawet nie pomyślałam o Harrym i Mary, ale co
najważniejsze nie myślałam też o pracy
Gdy wsiadłam poczułam to jedyne w swoim rodzaju uczucie.
Myślałam, że ono już dawno we mnie
umarło. To był ten specyficzny rodzaj adrenaliny, który pojawiał się przy
sportowej rywalizacji. Kiedyś jeszcze z Pretty
in Pink brałam udział w zawodach. W jednym z nierozpakowanych pudeł w moim
mieszkaniu, trzymam puchary i medale. Mimo, że Ready to dance to koń sportowy, za wielkie pieniądze, nigdy
wspólnie nie startowaliśmy, bo postanowiłam ten etap zostawić za sobą. To były
wspomnienia moje i Pretty, to byłam
stara ja.
Teraz, gdy patrzył na mnie Louis to wszystko wróciło, chciałam być
najlepsza, mimo że zdawałam sobie sprawę z kompletnego niezorientowania Lou w
temacie. Przypomniałam sobie jeden z ujeżdżeniowych programów i wykonywałam go
element po elemencie, ze skupieniem i z ogromną satysfakcją a z mojej twarzy
nie schodził uśmiech.
Gdy skończyłam Louis klaskał a na jego twarzy malowało się
zdumienie. Nie czekałam na komentarz z jego strony tylko kazałam mu podejść do
mnie i do konia. Szybko zeskoczyłam na ziemie i kazałam chłopakowi wsiąść.
Cieszyłam się, że Louis ma taki a nie inny charakter. Ktoś inny pewnie by
marudził i nie chciał a on zanim zdążyłam go poinstruować siedział już w
siodle. Prezentował się nadzwyczajnie dobrze, tak dobrze, że aż wyciągnęłam
mojego iphone’a i zrobiłam im zdjęcie a właściwie całą sesję.
Opuściliśmy stajnie dopiero gdy zaczęło się ściemniać.
Spojrzałam na zegarek. 19. W sam raz. Mogę teraz spokojnie wrócić do pustego
mieszkania. W samochodzie poczułam zmęczenie. Nie dziwiło mnie to, w końcu był
to naprawdę intensywny dzień.
- Wiesz co, może się nie znam, może nie znam Ciebie
wystarczająco dobrze, ale wydaje mi się, że wszystko to co próbujesz odnaleźć:
młodość, szczęście, zabawę, przyjaźń, nawet miłość… to wszystko doskonale znasz
i doświadczasz na co dzień. To co zobaczyłem dzisiaj to młoda radosna dziewczyna,
zakochana w koniu. Niepotrzebnie stworzyłaś sobie dwa różne światy, bo przez to
nie wiesz, że sam koń nie wystarczy, że potrzebujesz księcia – Louis mówił
powoli, uważnie patrząc na drogę
- mój koń nie jest biały – powiedziałam cicho, prawie
szepcząc
- bo Twoje życie to Twoja własna bajka – odpowiedział równie
cicho
Brak słów. Rozdział genialny ; ) Oczywiście czekam na dalsze rozdziały. Dziękuję za poinformowanie ; )
OdpowiedzUsuńCzytając rozdział miałam wiele do powiedzenia. W głowie niemalże układał mi się cały komentarz, jednak teraz... Naprawdę zabrakło mi słów. Jesteś genialna! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak na mnie wpływasz. Ale przede wszystkim, to, jak wykreowałaś główną bohaterkę jest czymś naprawdę niezwykłym. Sprawiasz, że chwilami czuję, że jestem w tym opowiadaniu, a Natalie jest niezwykle mi bliską osobą. To niesamowite, bo naprawdę wiele mam wspólnego z Nat (czy powinnam używać tego zdrobnienia, skoro bohaterka tego nie lubi? :D ).
OdpowiedzUsuńMogłabym godzinami rozpisywać się o genialności tego opowiadania. Dopracowałaś wszystko, zadbałaś o każdy szczegół. Piszesz z głową, to widać! Wszystko jest idealne!
I nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na więcej!