sobota, 11 sierpnia 2012

Chapter 5: when you stop looking and start seeing things, you can turn your life into your own fairytale...


Jak się okazało Lou zaprowadził mnie do swojego samochodu. Wsiadłam nie protestując, ciekawa gdzie pojedziemy. Nie jechaliśmy długo a droga była mi aż nazbyt znana. Po kilku minutach przejechaliśmy przez bramę prowadzącą do stajni w której stoi mój Ready to dance. Zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że Louis w ogóle wie, że mam konia. Nie ukrywałam tego, ale też nie mówiłam o tym zbyt często, bo dla tych, dla których jeździectwo nie jest sensem życia, było to po prostu nudne. Uśmiechnęłam się szeroko widząc dużego karego konia na pastwisku po lewej stronie budynku. Miałam go już 3 lata i za każdym razem gdy go widziałam szybciej biło mi serce a z twarzy nie schodził uśmiech. Gdy cicho rżał na mój widok w oczach pojawiały się łzy. Był dla mnie a ja byłam dla niego. Dla tego stworzenia mogłabym poświęcić wszystko. Podczas wielu samotnych wieczorów, spędzonych na refleksjach tak właśnie wyobrażałam sobie miłość. Potem jednak zawsze moja wyobraźnia zderzała się z szarą rzeczywistością. Widziałam wokół mnóstwo związków. Naiwne nastolatki, zakochane w chłopcach myślących tylko o jednym. Dwudziestolatkowie łączący się w pary z desperacji, bo potem będzie za późno, albo Ci, którzy pchają przed sobą wózek a w smutnych oczach można dostrzec utracone marzenia. Trzydziestolatkowie, najczęściej z rodzinami, grający w szczęście, nerwowo szukając instrukcji. Czterdziestolatkowie, sfrustrowani, unikający bliskości i jakiegokolwiek dotyku, szukający pocieszenia i tej zagubionej gdzieś ekscytacji, na boku. Pięćdziesięciolatkowie albo już samotni albo tacy, którzy ten wiek uważają za uczuciową emeryturę. A jeszcze starsi? Oni są dla mnie tajemnicą. Często widzi się spacerujące wspólnie starsze pary, zmęczone ale szczęśliwe twarze, które próbują mamić złudzeniem spędzonego wspólnie życia przepełnionego miłością. Albo to świat tak bardzo się zmienił albo to ludzie, będąc już u schyłku życia i nie mogąc zrobić kroku w tył, przyzwyczajenie i troskę nazywają miłością i umierają będąc kochanym. 

- Natalie? – usłyszałam zaniepokojony głos Lou i domyśliłam się, że na zbyt długo zatraciłam się we własnych myślach

- Idę Louis, przepraszam – wymamrotałam i wysiadłam z samochodu

- Twój mały świat, co? – Louis uśmiechnął się do mnie, idąc obok mnie wzdłuż ogrodzenia prowadzącego do wejścia na pastwisko

- Skąd wiedziałeś? Harry nigdy się tym nie interesował. Nie sądziłam, że wie w której stajni mam konia – spytałam, bo jednak dosyć mocno mnie to intrygowało

- Podejrzewam, że rzeczywiście nie wie, ale google prawdę Ci powie – Lou uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób, który na samym początku pracy z zespołem niesamowicie mnie drażnił.

- to znaczy? Zaczynam się Ciebie bać! – powiedziałam szczerze

- Lubię po prostu wiedzieć z kim mam do czynienia. Każdy z moich znajomych czy współpracowników został przeze mnie wygooglowany – powiedział ze stoickim spokojem

W pierwszej chwili byłam zbulwersowana. Na całe szczęście nie dałam po sobie tego poznać. Po chwili zdałam sobie sprawę, że sama robię to samo. Wyszukiwałam wszystko o danej osobie, ba, posuwałam się nawet dalej. Za każdym razem gdy dostawałam telefon od numeru, którego nie znałam, wyszukiwałam do kogo należy numer i kim jest ta osoba. Nie mogłam mieć więc pretensji do Lou. Przynajmniej jest szczery. Najprawdopodobniej 90% ludzi robi to samo, ale po raz pierwszy spotkałam kogoś, kto mówiłby o tym otwarcie. W sumie to mi zaimponował

- dowiedziałeś się czegoś ciekawego? – powiedziałam po chwili, nieznacznie się uśmiechając

- oczywiście! Twoje osiągnięcia są tak imponujące, że nie dziwie się dlaczego akurat Ty dla nas pracujesz…

- nie pracuje dla Was! – wtrąciłam bezmyślnie, nie kontrolując się – przepraszam – powiedziałam równie szybko

- masz rację, taki wspaniały prawnik jak Ty, nigdy nie dopuściłby do tego, żeby pracować… - Louis zaczął szydzić głosem pełnym ironii. 

Pierwszy raz widziałam go takiego. Wiedziałam, że dotknęłam go swoimi słowami a nie chciałam tego robić. Żałowałam, że w porę nie ugryzłam się w język, ale to była jedna z moich niedawno nabytych cech. Mówiłam co miałam na myśli, nigdy nie żałując wypowiedzianych słów, nigdy nie zastanawiając się czy są dla kogoś krzywdzące. Tym razem było inaczej, nie wiedziałam dlaczego i nie wiedziałam tez jak się zachować

- LOUIS! – powiedziałam na tyle głośno by przestał mówić – przepraszam, nie chciałam Cię urazić. – wiele słów kłębiło się w mojej głowie, ale żadne nie wydawały się odpowiednie, by powiedzieć je na głos. Milczałam więc wpatrując się w jego niebieskie oczy aż moje własne zaszły łzami

- To ja przepraszam, zachowałem się jak kretyn – Louis mówiąc to chciał rozładować napiętą atmosferę i rzucił nagle małym kamykiem w zad konia stojącego najbliższej nas

Nie zdążyłam go powstrzymać. Koń oczywiście wystraszył się i uciekł w drugą stronę pastwiska. W duchu modliłam się, aby nikt tego nie widział. 

- Wracając do rozmowy – Louis najwyraźniej rozbawiony sytuacją – dowiedziałem się, że masz jeszcze jednego konia na którym zresztą zdobyłaś wicemistrzostwo…

- Nie mówmy o tym – przerwałam nerwowo – to było dawno a koń nie był mój tylko mojej siostry

To było kolejne bolesne wspomnienie. Pretty in Pink moja ukochana klacz. Pierwszy koń, kupiony jeszcze jak byłam niepełnoletnia, dlatego formalnie właścicielem była moja siostra. Dopóki obie mieszkałyśmy wspólnie nie było problemu, ale gdy ja miałam zamiar wyjechać, siostra stwierdziła, że koń zostaje z nią. Straciłam wtedy nie tylko konia, ale i siostrę, bo nasze kontakty od tamtej pory właściwie nie istnieją. 

- Jak sobie Pani prawnik życzy, ale może mnie Pani przedstawi temu imponującemu gentelmenowi? – Louis po raz kolejny rozładował sytuację, za co byłam mu ogromnie wdzięczna

Podeszłam do wejścia na pastwisko i otworzyłam je, uprzednio wyłączając prąd. Ready to Dance podszedł do mnie zanim zdążyłam powiedzieć jego imię. Pogłaskałam go po głowie i powiedziałam do niego czule

- Ktoś chciałby Cię poznać 

Wyprowadziłam konia zza ogrodzenia i ponownie je zamknęłam podchodząc do Lou. Chłopak wcale się bał, w przeciwieństwie do dziesiątek ludzi z jakimi miałam do czynienia, którzy traktowali konie co najmniej jak dinozaury. Poklepał go po szyi, śmiejąc się gdy Ready delikatnie parsknął. 

- Teraz liczę na pokaz, żebyś nie miała wątpliwości, nie przyjechałem tu na darmo! 

- Nie śmiałam wątpić, Louis. Nie wiem czy pokaz to odpowiednie słowo, ale możesz popatrzeć jak sobie radzimy – odpowiedziałam

Czułam się dobrze z Lou. Były niezręczne momenty, ale on radził sobie z nimi po mistrzowsku, nie udając przy tym kogoś innego. Dzięki niemu przez kilka godzin nawet nie pomyślałam o Harrym i Mary, ale co najważniejsze nie myślałam też o pracy

Gdy wsiadłam poczułam to jedyne w swoim rodzaju uczucie. Myślałam,  że ono już dawno we mnie umarło. To był ten specyficzny rodzaj adrenaliny, który pojawiał się przy sportowej rywalizacji. Kiedyś jeszcze z Pretty in Pink brałam udział w zawodach. W jednym z nierozpakowanych pudeł w moim mieszkaniu, trzymam puchary i medale. Mimo, że Ready to dance to koń sportowy, za wielkie pieniądze, nigdy wspólnie nie startowaliśmy, bo postanowiłam ten etap zostawić za sobą. To były wspomnienia moje i Pretty, to byłam stara ja. 
Teraz, gdy patrzył na mnie Louis to wszystko wróciło, chciałam być najlepsza, mimo że zdawałam sobie sprawę z kompletnego niezorientowania Lou w temacie. Przypomniałam sobie jeden z ujeżdżeniowych programów i wykonywałam go element po elemencie, ze skupieniem i z ogromną satysfakcją a z mojej twarzy nie schodził uśmiech. 

Gdy skończyłam Louis klaskał a na jego twarzy malowało się zdumienie. Nie czekałam na komentarz z jego strony tylko kazałam mu podejść do mnie i do konia. Szybko zeskoczyłam na ziemie i kazałam chłopakowi wsiąść. Cieszyłam się, że Louis ma taki a nie inny charakter. Ktoś inny pewnie by marudził i nie chciał a on zanim zdążyłam go poinstruować siedział już w siodle. Prezentował się nadzwyczajnie dobrze, tak dobrze, że aż wyciągnęłam mojego iphone’a i zrobiłam im zdjęcie a właściwie całą sesję.

Opuściliśmy stajnie dopiero gdy zaczęło się ściemniać. Spojrzałam na zegarek. 19. W sam raz. Mogę teraz spokojnie wrócić do pustego mieszkania. W samochodzie poczułam zmęczenie. Nie dziwiło mnie to, w końcu był to naprawdę intensywny dzień.

- Wiesz co, może się nie znam, może nie znam Ciebie wystarczająco dobrze, ale wydaje mi się, że wszystko to co próbujesz odnaleźć: młodość, szczęście, zabawę, przyjaźń, nawet miłość… to wszystko doskonale znasz i doświadczasz na co dzień. To co zobaczyłem dzisiaj to młoda radosna dziewczyna, zakochana w koniu. Niepotrzebnie stworzyłaś sobie dwa różne światy, bo przez to nie wiesz, że sam koń nie wystarczy, że potrzebujesz księcia – Louis mówił powoli, uważnie patrząc na drogę

- mój koń nie jest biały – powiedziałam cicho, prawie szepcząc

- bo Twoje życie to Twoja własna bajka – odpowiedział równie cicho

2 komentarze:

  1. Brak słów. Rozdział genialny ; ) Oczywiście czekam na dalsze rozdziały. Dziękuję za poinformowanie ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając rozdział miałam wiele do powiedzenia. W głowie niemalże układał mi się cały komentarz, jednak teraz... Naprawdę zabrakło mi słów. Jesteś genialna! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak na mnie wpływasz. Ale przede wszystkim, to, jak wykreowałaś główną bohaterkę jest czymś naprawdę niezwykłym. Sprawiasz, że chwilami czuję, że jestem w tym opowiadaniu, a Natalie jest niezwykle mi bliską osobą. To niesamowite, bo naprawdę wiele mam wspólnego z Nat (czy powinnam używać tego zdrobnienia, skoro bohaterka tego nie lubi? :D ).
    Mogłabym godzinami rozpisywać się o genialności tego opowiadania. Dopracowałaś wszystko, zadbałaś o każdy szczegół. Piszesz z głową, to widać! Wszystko jest idealne!
    I nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na więcej!

    OdpowiedzUsuń