środa, 1 sierpnia 2012

Chapter 3: Every time fear overwhelms you, remember that you got something to say


Obudziłam się następnego dnia przytulona do Harrego. Czułam się dziwnie. Z jednej strony uśmiechnęłam się do siebie przypominając sobie wczorajszą rozmowę a z drugiej bałam się, że nie dam rady, że zbyt długo mówiłam sobie „nie”, żeby teraz od tak po prostu zacząć żyć beztrosko. Spojrzałam na Hazze, który spał z lekko otwartymi ustami. Przypomniała mi się nasza pierwsza poważna rozmowa i to co stało się potem. Nie sądziłam wtedy, że to się powtórzy a tym bardziej, że ta znajomość przerodzi się w przyjaźń. Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Jak ja mogłam tak traktować ludzi? Każdą napotkaną osobę traktowałam przedmiotowo, jeżeli z danej znajomości nie płynęły dla mnie żadne korzyści, po prostu szłam dalej nigdy nie oglądając się za siebie. Przypomniałam sobie siebie z czasów liceum. Nieśmiałą dziewczynę z kompleksami, z niezwykłą wyobraźnią i wrażliwością, z marzeniami, kochającą pisać. W pamięci pojawił się kolejny obraz. Tej samej dziewczyny, przekraczającej po raz pierwszy próg Wydziału Prawa, zdezorientowanej, samotnej i przerażonej. Z każdym tygodniem studia bezpardonowo wyszarpywały kawałek mnie, w miejsce ubytku przyszywając łatkę „dobry prawnik”. Pod tym hasłem kryło się wiele rzeczy: pożądane cechy charakteru, pożądany wygląd, ubiór, sposób wysławiania się. Po pierwszym semestrze ciężko było na korytarzu dostrzec studenta ubranego w inny kolor niż biel, czerń, szarość czy granat. Dziewczyny zakładały eleganckie sukienki i żakiety, chłopcy chodzili głównie w garniturach. Niemal nieodłącznym elementem była czarna, skórzana aktówka. Wraz z pierwszymi egzaminami zaczął się wyścig szczurów. Ludzie wysyłali sobie fałszywe notatki z błędami, nie mówili o zmianach terminów czy miejsc egzaminów, tylko po to by już na tym etapie wyeliminować ewentualną konkurencję. Nikomu nie można było ufać, każdy był zdany na siebie. Atmosferze na uczelni wtórowali moi rodzice, powtarzając jak mantrę „Kto jak nie Ty” a ja nie byłam najlepsza. Czułam się przeciętna, czułam że należę do tej grupy, która wciąż musi walczyć, by nie wypaść z gry. Nagle przed oczami pojawił się kolejny obraz. Pierwsze zajęcia na 2 roku. Wszyscy rozglądali się zaciekawieni, licząc ilu twarzy brakuje czyli ile osób odpadło po 1 roku. Ja również się rozglądałam aż mój wzrok padł na dziewczynę, której nigdy wcześniej nie widziałam. Była niska, z lekko kręconymi włosami, w czerwonych okularach. Zauważyła mój wzrok i przesiadła się kilka miejsc, tak aby siedzieć obok mnie. Wyciągnęła dłoń i powiedziała „Mary”. Dopiero teraz mnie to tak mocno uderzyło. Szybko w pamięci wspomniałam kolejne 4 lata studiów i zdałam sobie sprawę jak wielką rolę w moim sukcesie miała ta dziewczyna. Pierwszy rok był ciężki, ale kolejne były coraz łatwiejsze, wiele razy się nad tym zastanawiałam a teraz odpowiedź miałam jak na dłoni. Mary 1 rok spędziła na studiach wieczorowych, potem udało jej się przenieść na dzienne. Było widać różnicę. Chciała pomagać i była w tym szczera, więc dzieliłyśmy się notatkami, wspólnie spędzałyśmy noce ucząc się do egzaminów i obie cieszyłyśmy się ze swoich sukcesów. Obie miałyśmy w planach wielkie kariery i choć ja już wtedy byłam zainfekowana przez te studia to Mary w magiczny sposób zastopowała ten proces. Kiedy zaczęło się psuć? Na 4 roku gdy wybrałyśmy specjalizację, bo wtedy miałyśmy inne zajęcia, inne egzaminy i to był moment kiedy miałyśmy zdecydować w jakim kierunku dalej będziemy się rozwijać. Mary wybrała prawo handlowe ja prawo europejskie. Nigdy nie chciałam pracować w swoim kraju, więc taki wybór otwierał mi drogę do pracy za granicą. Wiedziałam, że Mary nie cieszyła się z mojego wyboru, bo to oznaczało, że wyjadę. Miała rację, bo szybko dostałam się na stypendium do Luksemburga, gdzie spędziłam rok. Wróciłam na 5 rok studiów i mimo, że podczas mojej nieobecności utrzymywałam kontakt z Mary, która odwiedziła mnie nawet w Luksemburgu, po powrocie nie byłam już tą samą osobą. Wszyscy byli mną zachwyceni, miałam już oferty pracy a rodzice byli tacy dumni. Poczułam się lepsza. Lepsza od samej siebie, którą do tej pory widziałam w lustrze, ale i lepsza od innych. Jako jedna z pierwszych obroniłam pracę magisterską i właściwie od razu wyjechałam do Londynu. Przez około pół roku zajmowałam się wraz z grupą najlepszych ekspertów opracowywaniem planu finansowego Wielkiej Brytanii. Pracowałam czasem po 20 godzin dziennie i nie utrzymywałam kontaktu ani z rodziną, a tym bardziej z Mary mimo, że wysyłała mi dziesiątki maili a na wyświetlaczu mojego iphone’a prawie zawsze pojawiało się nieodebrane połączenie od niej. Po zakończonym zleceniu, wybierając spośród wielu ofert pracy, zadzwoniłam do Mary i przeprosiłam opowiadając o wyczerpującej pracy. Wiedziałam, że powinnam jej to jakoś wynagrodzić i niechętnie, ale z braku innego pomysłu zaprosiłam ją do Londynu. Przyjechała wtedy, gdy już na dobre zaangażowana byłam w pracę w managemencie. Na samym początku miałam tyle do zrobienia, że nie miałam dla niej czasu… Właściwie nie… Znajdowałam sobie cały czas coś do zrobienia, tak, żeby nie mieć dla niej czasu. Zostawiałam ją więc najczęściej z chłopcami. Nie narzekała a ja miałam czyste sumienie…
Przewijając sobie w myślach film z ostatniego okresu mojego życia, nie zauważyłam, że Harry się obudził. Patrzył teraz na mnie w lustrzanym odbiciu. Uwielbiałam go zaspanego, z potarganymi włosami.
- Wiesz co? Boje się Ciebie – Harry powiedział zaspanym głosem, ale jednak z pełną powagą
- No to mamy coraz więcej wspólnego – mruknęłam, nie wiedząc do końca o co mu chodzi
- Myślałem, że wczoraj już wszystko wyjaśniliśmy, że już nie ma nic, czym byś miała się martwić. A Twoja mina pokazuje, że znów jest coś nie tak i to najwyraźniej jeszcze bardziej nie tak niż wczoraj
- Nie masz racji, Harry. Po prostu muszę to wszystko przemyśleć. Same słowa nie wystarczą, żeby wszystko zmienić i dobrze o tym wiesz. Nie cofam nic z tego co powiedziałam wczoraj. Po prostu myślałam o moim życiu, o tym kim byłam kiedyś, o tym jak poznałam Mary, o studiach, o karierze.
- I co, wymyśliłaś coś mądrego? – Harry uśmiechnął się
- Muszę zacząć pisać – powiedziałam cicho.
Spojrzałam na chłopaka, który wydawał się być zdziwiony. Miałam satysfakcję. To była rzecz o której nie wiedziała Mary, a tym bardziej Harry. Pisanie było wpisane w erę mojego życia przed Mary, przed prawem, przed Londynem. Nic nie powiedziałam, tylko wstałam z kanapy i podeszłam do szuflady koło okna. Otworzyłam ją wcześniej tylko raz od razu po wprowadzeniu się, wkładając do niej grupy notes obłożony farbowaną na fioletowo skórą z wybitym napisem „Got something to say”. Podeszłam z powrotem do Harrego i podałam mu go. Nigdy wcześniej nikt tego nie czytał. To były moje wiersze, najbardziej osobista rzecz jaką mam. Ale właśnie teraz nadszedł ten moment, by się tym podzielić. Harry wziął do ręki notes i otworzył na ostatniej zapisanej stronie. To był ostatni wiersz, który napisałam, sprzed 4 lat…

Feel like I’m trapped
Between thick walls of my dreams
Sadness with its arms wrapped
Around me, still lives
Imagination then sweet, now bitter
Poisoning me silently
Whispers: yeah, you’re a quitter!
Better give up finally
Heart lost its warmth on the way
Slowly iced by jealousy
Last beats yell desperately: stay!
But there’s only courtesy
Mind rapidly bursting into flames
Chasing possible justifications
In the end, it’s the one who blames
Bringing suicidal temptations 

Pierwszy raz widziałam taki wyraz twarzy u Harrego. Nie mogłam nic z niego odczytać. Złapał mnie za rękę, tak jakby bał się, że ucieknę. Usiadłam znów koło niego. Schował twarz w dłoniach, przez chwilę wydawało mi się, że płacze. Po chwili podniósł głowę i powiedział powoli i wyraźnie
- Obiecuje Ci, obiecuje, że będziesz szczęśliwa.
Siedzieliśmy w ciszy i powoli zaczynałam czuć się nieswojo. Na szczęście w pewnym momencie zadzwonił telefon Hazzy. Kątem oka dostrzegłam, że to Mary. Jak za chwilę przekazał mi Harry, dzwoniła z lotniska w Berlinie, że właśnie wsiada do samolotu i że za 2 godziny będzie w Londynie. Chłopak chciał, żebym pojechała z nim, ale odmówiłam mówiąc, że muszę ogarnąć mieszkanie przed przyjazdem dziewczyny i przygotować jej pokój. Harry zgodził się i wyszedł przytulając mnie mocno na pożegnanie. Gdy wróciłam do salonu, zauważyłam że wziął ze sobą mój fioletowy notes.
długo się zastanawiałam czy dodać ten rozdział, w sumie byłam blisko wykasowania go, ale jednak jest... enjoy!

3 komentarze:

  1. omg, wziął notes ze sobą ;o
    podoba mi się, jak wszystko opisujesz tak szczegółowo, dopracowujesz każdy szczegół. (opis studiów,wiersz)
    naprawdę świetny blog, zareklamuj się gdzie nie gdzie (twitter, facebook) bo ten blog jest wart uwagi szerokiej widowni.
    i nonsens, dobrze, że zostawiłaś ten rozdział! informuj mnie o nowym! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bliska wykasowania go? Proszę, nie żartuj sobie ze mnie! Rozdział jest absolutnie genialny. Zgadzam się z Lucy, każdy szczegół jest idealnie dopracowany. Masz niesamowity talent!

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę prześlicznie :>
    Pisz szybciutko dalej ;D
    I zapraszam do mnie ;
    http://imaginy-o-one-direction-a.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń