niedziela, 19 sierpnia 2012

Chapter 6: memories are the most precious thing you have so don't ever let them go to waste...


Dojechaliśmy pod budynek, w którym znajduje się moje mieszkanie. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że w oknach na najwyższym piętrze pali się światło. Poczułam ścisk w żołądku. Nigdzie nie wyszli. Wspaniale. Spojrzałam na Lou, który patrzył w to samo miejsce. 

- Mówiłem mu, żeby dał Ci dzisiaj spokój – Louis warknął cicho

Zdziwiła mnie jego reakcja, ale uśmiechnęłam się delikatnie i całując go szybko w policzek, chciałam wysiąść z samochodu. Złapał mnie jednak szybko za ramię i zmusił tym samym, żebym odwróciła się w jego stronę

- dobrze wiem, że tam nie pójdziesz – powiedział, a ja jak zwykle starałam się uciec wzrokiem

- ja… nie, właściwie… 

Znów to samo, znów nie wiedziałam co powiedzieć, ale jeszcze bardziej przerażała mnie cisza. Nauczyłam się, że wśród ludzi nie mogę milczeć. Wśród ludzi powinnam być towarzyska, powinnam zawsze mieć coś do powiedzenia. Ci, którzy milczą są gorsi, nigdy nic nie osiągną. Właśnie tak. Kolejne bolesne wspomnienie. Tym razem z dzieciństwa. Byłam nieśmiałym dzieckiem i zawsze wytykano mi to jako wadę. Nie raz słyszałam rozmowy dorosłych, którzy już jako 5 letnie dziecko spisywali mnie na straty mówiąc: „Nic z niej nie będzie”, „Z takim charakterem nic nigdy nie osiągnie” i wiele rad skierowanych do moich rodziców: „powinniście ją wysłać do psychiatry”, „wasza starsza córka na pewno odniesie sukces, ale młodsza…”. Byłam dzieckiem, ale mimo to rozumiałam wiele. Wiedziałam, że rodzice się mnie wstydzą, że zerwali kontakt ze znajomymi mającymi dzieci w tym samym wieku. Nie chcieli pokazywać się ze mną. Patrzyli na mnie z żalem za każdym razem gdy w pobliżu było wesołe, rozgadane dziecko. Byłam nieśmiała, nic poza tym, ale wszystkim przeszkadzało to do tego stopnia, że czułam się jak ktoś drugiej kategorii. Wycofałam się jeszcze bardziej, bojąc się ludzi, od których na każdym kroku otrzymywałam tylko krytykę. Zmiana nastąpiła jak poszłam do szkoły. Okazało się, że uczę się dobrze i zaczęto zwracać na mnie uwagę. Temat jednak szybko wrócił, tym razem nauczyciele mówili rodzicom: „co z tego, że jest zdolna jeżeli nie jest w stanie przełamać nieśmiałości”, „nie ma kontaktu z innymi dziećmi, jest asocjalna”. Miałam dosyć, więc zaczęłam naśladować innych. Sama nie wiedziałam jak należy zachowywać się wśród ludzi, ale okazało się, że powtarzanie za innymi wychodzi mi całkiem nieźle. Zaczęłam grać na pianinie, szybko przyszły pierwsze publiczne występy. Zawsze będąc między ludźmi – mówiłam. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam wypowiadać słów bez znaczenia, odpowiadać na puste pytania i uśmiechać się, za każdym razem, gdy ktoś patrzył w moją stronę. Jednak wtedy liczył się ten blask w oczach rodziców, to że przytulali mnie jak inni rodzice swoje dzieci, że byli dumni. Myśleli, że się zmieniłam a ja pozwalałam im tak myśleć, chcąc po prostu z ich strony miłości. Wtedy właśnie cisza stała się moim głównym wrogiem a zarazem moim najlepszym przyjacielem. Bałam się jej, gdy ktoś był obok i wyczekiwałam aż wreszcie będę mogła dzielić z nią samotność. 

Starałam się otrząsnąć ze wspomnień, ale nie mogłam zaprzeczyć, że ostatnio przygniatają mnie z ogromną siłą. Spojrzałam szybko na Lou, zastanawiając się jak długo milczę. Ku mojej uldze najwyraźniej nie na tyle długo, by był tym zaniepokojony

- Wiem, że nie chcesz widzieć ani Mary ani Harrego. Wiem, że nie wejdziesz do mieszkania, a nie ma mowy, żebyś błąkała się sama nocą po Londynie – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu

- Louis, spędziłeś ze mną pół dnia, naprawdę dam sobie radę – powiedziałam pewnie i tak będąc mu wdzięczna za dotrzymanie mi towarzystwa

Louis przewrócił tylko oczami i ponownie zapalił silnik swojego samochodu. Kątem oka zobaczyłam jak wysyła wiadomość do Hazzy „She’s with me and you’re an idiot”. Westchnęłam. Rozumiałam dlaczego są najlepszymi przyjaciółmi. Przypomniałam sobie pierwsze tygodnie spędzone z chłopcami. Nie znosiłam Lou. Drażniło mnie w nim dosłownie wszystko. Byłam dla niego wręcz złośliwa. Chyba zaczynałam rozumieć dlaczego.

- Lou, przepraszam – starałam się mówić pewnie, ale mimo to głos mi zadrżał 

- za co? – Louis dobrze wiedział, że nie mówię o dzisiejszym dniu

- za to, jak traktowałam Cię jak zaczęłam z Wami pracować, za to, że zbyt szybko Cię oceniłam… moją własną miarą...

- ja też nie starałem się Ciebie lepiej poznać, pewnie gdyby nie Harry i jego nieprzerwane gadanie na Twój temat, nie wiedziałbym o Tobie nic. W jego oczach od początku byłaś wyjątkowa. Na tym polega przyjaźń, przynajmniej nasza. Gdy któryś oślepnie, ma na wyciągnięcie ręki drugą parę oczu.

- chyba powinnam mu w takim razie odpuścić za dzisiaj – powiedziałam w zamyśleniu

- hmm? – Lou był lekko zdezorientowany

- najwyraźniej oboje patrzymy dziś na świat jego oczami i chyba trochę egoistycznie pozbawiliśmy go wzroku. Nawet tego nie zauważył bo Mary wcisnęła mu na nos różowe okulary – odpowiedziałam i cicho się zaśmiałam

Z normalnym człowiekiem nie mogłabym rozmawiać w ten sposób, każdy uznałby mnie za wariatkę. Z Lou było inaczej. Z jednej strony był moim całkowitym przeciwieństwem a z drugiej strony zawsze rozumiał co mam na myśli.

- chcesz wrócić ? – zapytał uważnie mi się przyglądając

Przygryzłam dolną wargę, nie odpowiadając. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Harrym i byłam gotowa to zrobić, ale nie chciałam rozstawać się z Lou, sprawił że chciałam mu opowiedzieć o wszystkim i chciałam tylko aby słuchał. 

- ok, to wysiadamy i idziemy do mnie – powiedział wesoło dobrze wiedząc, że moja mina oznacza, że nadal nie chce wracać do siebie

Wyjrzałam przez okno samochodu. Okazało się, że od godziny stoimy pod apartamentowcem, w którym Louis ma mieszkanie. Nie protestowałam. Nie miałam już dzisiaj siły walczyć z samą sobą. 

Mieszkanie Lou było całkiem duże i dokładnie w moim stylu. Minimalistycznie i z klasą. Usiadłam na kanapie w salonie a za chwile zjawił się Louis z dwoma szklankami Jacka Danielsa z lodem

- Powiesz mi jak mnie teraz widzisz, albo jak widziałaś mnie na początku? – Lou wrócił do rozmowy z samochodu

Zaśmiałam się, bo po raz pierwszy od kilku dni, wspomnienie które zostało wywołane tym pytaniem rzeczywiście było zabawne.

- na początku przykleiłam Ci plakietkę „pieprzony Piotruś Pan”. Dopiero po jakimś czasie, jak zorientowałam się, że znam 4 imiona i nazwiska i… „pieprzonego Piotrusia Pana” trochę się ogarnęłam. Zresztą pewnie zauważyłeś, że w pewnym momencie zrobiłam się… milsza. Chyba Ci zazdrościłam tego, że jesteśmy w tym samym wieku a Ty żyjesz życiem nastolatka, którego ja nigdy nie doświadczyłam...

enjoy! trochę zaczynam się siebie bać pisząc to opowiadanie...

2 komentarze:

  1. Rozdzial super, ale czemu takie krotkie? Czytam czytam a tu koniec. Oczywiscie czekam na wiecej :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Cisza stała się moim głównym wrogiem a zarazem moim najlepszym przyjacielem" - po przeczytaniu tego zdania oniemiałam z wrażenia. Całkowicie zahipnotyzowana czytałam dalszą część rozdziału, a otrzeźwiły mnie dopiero słowa "She’s with me and you’re an idiot"! Po raz kolejny mogę powiedzieć, że rozdział wyszedł Ci znakomicie i nie ma zupełnie czego krytykować, bo wszystko jest tu równe z perfekcją. Zazdroszczę Ci talentu, dziewczyno! I po raz kolejny nie mogę się nadziwić, jak wiele szczegółów możesz zamieść w tak krótkim tekście. Czekam na więcej, i więcej, i więcej, i jeszcze więcej. Mam nadzieję, że moje modlitwy zostaną wysłuchane, a TY szybko dodasz nowy rozdział!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń